10 bzdur, w które każą ci wierzyć przed każdymi wyborami
Zaczyna się terror zwolenników głosowania w wyborach. Będą nawoływać, zbierać się w grupy i hejtować każdego, kto się wyłamie i nie pójdzie w niedzielę oddać głosu. Lub odda go na niewłaściwą partię. Ten tekst pomoże Ci podjąć rozsądniejszą decyzję, bo w toku politycznych dyskusji dosyć łatwo zapomnieć, o co naprawdę chodzi w tej grze. Być może równie dobrym wyjściem jest pozostać w domu i być biernym obserwatorem?
1. Powinieneś głosować, bo całe pokolenia walczyły o Twoje prawo do demokratycznych wyborów.
Całe pokolenia to walczyły przede wszystkim o swoją(moją) szeroko pojętą wolność i korzystając z niej, dobrowolnie rezygnuję z przywileju głosowania. Właśnie na tym polega wolność. Na możliwości decydowania o tym, co chcę robić. A ja po prostu nie chcę głosować, podobnie jak Ty nie chciałeś głosować w ostatnim referendum, które było takim samym (och jak nie większym!) obowiązkiem obywatelskim co zbliżające się wybory.
2. Głosuj na nowe twarze. Dość tych samych polityków u koryta!
Bzdura, bo mało kto wie, że w obecnym sejmie najwięcej mandatów (137) dostali debiutanci, a 114 posłów miało wcześniej na koncie tylko jedną kadencję. Blisko połowa to polityczni nowicjusze. Dinozaurów mających na karku od pięciu do siedmiu kadencji mamy tylko osiemnastu(!). Czy te nowe twarze okazały się zabawieniem dla Polski? Nie sądzę, więc przestańmy chrzanić o wymianie pokoleń.
3. Nie głosujesz? Nie masz prawa później krytykować.
Gdybyśmy mogli krytykować tylko to, na stworzenie czego mieliśmy wpływ, to musielibyśmy usunąć 99.99% treści z internetu i wyjebać Facebooka w kosmos.
4. Ale i tak głosuj na nowe twarze, bo potrzeba nam świeżej krwi, nowych liderów, nowych pomysłów, itd…
Nie, nie. To tak nie działa. Nie da się być kimś „nowym” i mieć w partii coś do gadania. O tym, czy poseł wystąpi sobie w telewizji, czy wyjdzie na mównicę i czy może czesać się na boczek, decydują liderzy. O tym, czy taki poseł w ogóle stanie się posłem, również decydują liderzy. Poseł nie ma też (zazwyczaj) prawa do głosowania niezgodnie z linią partii, dlatego przy większości głosowań już wcześniej idzie prikaz z góry jaki guziczek nacisnąć. Niesubordynacja kończy się banicją.
5, Nie głosuj na pierwsze miejsca na liście. Szukaj nowych…
Mhm… Faktycznie tak jest, że najwyżej płatne są pierwsze trzy miejsca na liście oraz ostatnie. W praktyce – pierwsze szóstka to partyjne szczyty, a cała reszta to mięso armatnie, ale nawet to mięso armatnie to nie są wojacy, którzy nie dostali błogosławieństwa „góry”. Oni zazwyczaj po prostu są zbyt beznadziejni, aby być wyżej, więc głosowanie na nich, to jak wybieranie politycznego średniaka, kosztem kogoś, kto wie na czym polega polityka.
6. Głosuj na program, nie na twarze.
Trzeba być wyjątkowym idiotą, aby wierzyć, że program partii ma jakiekolwiek znaczenie. Programy są układane pod grupy wyborców i w swej zasadniczej treści pozostaję niezmienione od 25 lat. Zawsze chodzi o zmniejszenie bezrobocia, niższe podatki, naprawę służby zdrowia i zwiększenie bezpieczeństwa, ale to i tak nie ma już takiego znaczenia jak kiedyś. Obecnie elektorat zbiera się poprzez szybkie reagowanie na aktualne podziały społeczne, stąd wciąż uwalona po uszy w gównie służba zdrowia, jest dziś marginalizowana, bo potencjalnego wyborcę bardziej interesuje, co partia sądzi o narkotykach, uchodźcach i związkach partnerskich. A to prowadzi do wzrostu popularności różnej maści demagogów, czyli…
7. Czas na zmiany!
Otóż to. Przy każdych wyborach mamy „kukizów”, na których nabiera się co szósty wyborca. Pierwszym „kukizem” polskiej demokracji był Wałęsa. Po nim Polska leczyła się przez jedną kadencją aż nastały czasy Leppera, które trwały do 2007 roku. Potem na jedną kadencję znowu był spokój, aż nastał Palikot. Jakaż to była radość, jakież zwycięstwo, o jakie zaskoczenie i jak wiele nadziei! W tym roku latem był Kukiz, a teraz „kukizem” jest Zandberg, którego partia może okazać się czarnym koniem. Oni wszyscy (i ich wyborcy) myśleli, że odnieśli sukces. Prawda jest taka, że byli grzani w mediach. To one kreują czarnych koni. Zawsze. Nie ma od tego żadnego wyjątku w całej III RP. Jak się kończy grzanie, to zaczyna się zgon. Dlatego umarł Palikot, dlatego umiera Kukiz.
8. Głos na mniejsze partie jest głosem straconym.
To akurat prawda, bo system jest tak pomyślany, aby karty rozdawały partie, które zdobędą większość. Na papierze to może wygląda nieźle: dużo ugrupowań w sejmie = zwycięstwo demokracji. W praktyce to po prostu więcej chętnych do podziału tortu. Zauważcie, że kiedy powstaje partia, to pieprzy, że każdy głos jest ważny. Kiedy dostaje się do parlamentu, mając te 10-15 proc. zaczyna być opozycją. Kiedy przychodzą kolejne wybory, tłumaczą się, że jako opozycja nie mieli nic do gadania i muszą zwyciężyć. Mają rację. Dzięki temu nawet tak mocna partia jak PiS (157 posłów) może dziś bezkarnie wmawiać, że ostatnie lata zostały zmarnowane przez PO (207) posłów. Jaki jest zatem sens głosowania na dużo mniejsze partie, skoro one i tak nie wezmą odpowiedzialności za rządy? Palikot wziął odpowiedzialność? Kaczyński? Miller? Nie sądzę.
9. Te wybory są wyjątkowo ważne dla przyszłości Polski!
E tam. Są trochę ważniejsze od tych sprzed czterech lat, bo jeśli wygra PIS to naród mocno skręci na prawo, ale nieuchronnym skutkiem takiego skrętu będzie chęć wyzwolenia się. W efekcie naród za cztery lata znowu wybierze PO lub partię, która powstanie na jej gruzach. Zmieniają się partie, zmieniają się twarze, ale schemat zdobywania władzy pozostaje ten sam. Martwić będziemy się dopiero wtedy, gdy do głosu dojdą radykalne ugrupowania, bo PIS, przy ich całym smoleńkim oszołomstwie, nie jest aż taki zły, na jakiego się go kreuje. Ich rządy wcale nie były takie złe. Ich pojedynczy politycy byli do dupy.
10. Nie głosuj na tych, bo…
Obawiam się, że nie ma ani jednego powodu, aby twierdzić, że jakaś partia nie jest godna naszego głosu. Wszyscy już u władzy byli, mieli szansę się wykazać i wszyscy tę szansę zmarnowali, a jak już wspomniałem wcześniej – głosowanie na nowych też nigdy nie przyniosło Polsce żadnego wielkiego pożytku. Za sznurki i tak pociągają ci, którzy swoje kariery polityczne zbudowali dawno temu na komunie. W ten czy inny sposób.
Pozostaje tylko jedno pytanie. Na kogo w takim razie głosować?
Jeśli chcesz głosować, obojętnie na kogo, bo czujesz, że jest to twoim obowiązkiem, nic mi do tego. Twoja wolność, twoje decyzje. Jeśli twoje życie jest do dupy, głosuj za tymi, którzy obiecują ciekawsze zmiany. Przynajmniej przez chwilę poczujesz przypływ nadziei na lepsze jutro. Jeśli masz szczęśliwe życie, to zdecyduj sam czy iść na wybory i przyjmij z radością lub pokorą każdy wynik, a potem żyj tak, aby żadna partia nie miała wpływu na dobro twoje i twojej rodziny. Ja właśnie takie życie wybrałem.